W poniedziałek decyzja w sprawie trenera Castellaniego. Spieramy się zatem z redaktorem Szuchtą, czy Argentyńczyk powinien zostać, czy raczej należy mu za pracę podziękować (GUD).
Głos pierwszy: Castellani powinien zostać
Daniel Castellani zawiódł, ale nie on pierwszy. Wcześniej medalu mistrzostw Europy nie wywalczył Raul Lozano. Dano mu szansę prowadzić kadrę dalej. Dość już też w Polsce szkoleniowców, którzy powodują konflikty i wiecznie się obrażają. Model ten funkcjonował w rodzimej piłce nożnej, gdy nasze orły prowadził Leo Beenhakker, a potem – właśnie za czasów Lozano – w siatkówce. A nam potrzebny jest spokój.
Z zarządu PZPS-u przeciekają informacje jakoby w Polsce nie było godnych następców Argentyńczyka. Wniosek z tego taki, że ewentualnego następcy szukano by zagranicą. W świecie nie znajdziemy jednak nigdzie drugiego szkoleniowca, który tak dobrze znałby realia naszego sportu, panujące układy i koterie. Obecny trener kadry nie dość, że pracuje nad Wisłą kilka lat, to jeszcze wydaje się zaskarbił sobie sympatię części działaczy, a i ligowi trenerzy chętniej rozmawiają z nim niż z poprzednikiem. To niełatwe.
Można oczywiście zarzucić trenerowi, że rezygnując z Kadziewicza czy Żygadły lub powołując do kadry będącego w słabej formie Wlazłego popełnił oczywiste błędy i sam zacisnął sobie pętlę na szyi. To była jednak pewna wizja składu, którą – niezależnie od efektów – konsekwentnie realizował. Każdy szkoleniowiec zachowałby się tak samo.
Czy można było przewidzieć, że w słabej formie będzie popularny „Szampon”? Pewnie tak, ale atakujący Skry sprawia coraz częściej wrażenie zawodnika, który życia za orzełka na piersi nie odda. W meczu z Fartem Kielce zagrał już bardzo dobrze, za to słabiej w pierwszej kolejce PlusLigi zaprezentował się... Jakub Jarosz, czyli jego potencjalny następca. I bądź tu mądry.
Najważniejsze jednak w tym wszystkim wydaje się poparcie zawodników. Wszyscy zgodnie twierdzą, że Castellani to właściwy człowiek na właściwym miejscu, że w tej chwili nie wyobrażają sobie pracy z innym szkoleniowcem. A to oni zdobywają na boisku punkty.
redaktor Guder
Głos drugi: Castellani powinien odejść
Chociaż nie można zaprzeczyć temu, że Daniel Castellani bardzo dobrym trenerem jest, jego czas w reprezentacji Polski powinien dobiec końca. Na pewno będziemy go bardzo ciepło wspominać, może nawet kiedyś znów zechcemy, aby poprowadził biało-czerwonych do sukcesu, jednak teraz trzeba zwrócić mu wolność.
Mistrzostwem Europy nie da się żyć cały czas, a prawda jest taka, że z Argentyńczykiem niczego innego nie osiągnęliśmy. Jakkolwiek historyczny wyczyn na tureckich parkietach był czymś wspaniałym, tak nie należy zapominać, że osiągnięty został w momencie przemiany pokoleniowej u innych. Na czempionacie globu we Włoszech drużyny były już zwarte, zgrane i gotowe. Nie dały nam szans. I chociaż można zwalać część winy na system rozgrywek, faktem jest, iż koniec końców medale zawisły na szyjach najlepszych. My najlepsi byliśmy w pierwszych trzech meczach tylko, za co winę w dużej mierze ponosi właśnie trener. Odpuścił on paru zawodnikom Ligę Światową, nie zagraliśmy nawet w Final Six, a efekt okazał się opłakany. Straciliśmy punkty do rankingu, odpoczynek nikomu w niczym nie pomógł (Wlazłemu nawet chyba zaszkodził), inni zaś zdążyli się w tych rozgrywkach na tyle zgrać, żeby na Półwyspie Apenińskim biła od nich drużynowość. Nam jej w wielu momentach zabrakło.
Ważnym argumentem przeciwko Castellaniemu jest również mentalność zawodników. Tak to się już jakoś u nas dzieje, że trenerzy potrafią osiągnąć z zespołem jeden znaczący sukces, a potem jadą po równi pochyłej. Popatrzmy jak było z Raulem Lozano. Zdobyliśmy wicemistrzostwo świata, a potem oglądaliśmy coraz słabszą postawę Polaków. Teraz nie jest inaczej, stąd wniosek, że dobrze raz na dwa lata selekcjonera zmienić. Siatkarze koncentrują się wtedy maksymalnie, chcąc pokazać swoje walory “nowej miotle”, osiągają sukces i wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Grunt - jak widać - to nie pozwolić im poczuć się za pewnie. I chociaż bardzo lubię trenera Castellaniego, cenię go jako człowieka i szkoleniowca, nie dałbym mu następnej szansy. Zawsze trzeba bowiem dążyć do czegoś lepszego, a naszym maksimum z Argentyńczykiem były ME w Turcji.
redaktor Szuchta
Głos pierwszy: Castellani powinien zostać
Daniel Castellani zawiódł, ale nie on pierwszy. Wcześniej medalu mistrzostw Europy nie wywalczył Raul Lozano. Dano mu szansę prowadzić kadrę dalej. Dość już też w Polsce szkoleniowców, którzy powodują konflikty i wiecznie się obrażają. Model ten funkcjonował w rodzimej piłce nożnej, gdy nasze orły prowadził Leo Beenhakker, a potem – właśnie za czasów Lozano – w siatkówce. A nam potrzebny jest spokój.
Z zarządu PZPS-u przeciekają informacje jakoby w Polsce nie było godnych następców Argentyńczyka. Wniosek z tego taki, że ewentualnego następcy szukano by zagranicą. W świecie nie znajdziemy jednak nigdzie drugiego szkoleniowca, który tak dobrze znałby realia naszego sportu, panujące układy i koterie. Obecny trener kadry nie dość, że pracuje nad Wisłą kilka lat, to jeszcze wydaje się zaskarbił sobie sympatię części działaczy, a i ligowi trenerzy chętniej rozmawiają z nim niż z poprzednikiem. To niełatwe.
Można oczywiście zarzucić trenerowi, że rezygnując z Kadziewicza czy Żygadły lub powołując do kadry będącego w słabej formie Wlazłego popełnił oczywiste błędy i sam zacisnął sobie pętlę na szyi. To była jednak pewna wizja składu, którą – niezależnie od efektów – konsekwentnie realizował. Każdy szkoleniowiec zachowałby się tak samo.
Czy można było przewidzieć, że w słabej formie będzie popularny „Szampon”? Pewnie tak, ale atakujący Skry sprawia coraz częściej wrażenie zawodnika, który życia za orzełka na piersi nie odda. W meczu z Fartem Kielce zagrał już bardzo dobrze, za to słabiej w pierwszej kolejce PlusLigi zaprezentował się... Jakub Jarosz, czyli jego potencjalny następca. I bądź tu mądry.
Najważniejsze jednak w tym wszystkim wydaje się poparcie zawodników. Wszyscy zgodnie twierdzą, że Castellani to właściwy człowiek na właściwym miejscu, że w tej chwili nie wyobrażają sobie pracy z innym szkoleniowcem. A to oni zdobywają na boisku punkty.
redaktor Guder
Głos drugi: Castellani powinien odejść
Chociaż nie można zaprzeczyć temu, że Daniel Castellani bardzo dobrym trenerem jest, jego czas w reprezentacji Polski powinien dobiec końca. Na pewno będziemy go bardzo ciepło wspominać, może nawet kiedyś znów zechcemy, aby poprowadził biało-czerwonych do sukcesu, jednak teraz trzeba zwrócić mu wolność.
Mistrzostwem Europy nie da się żyć cały czas, a prawda jest taka, że z Argentyńczykiem niczego innego nie osiągnęliśmy. Jakkolwiek historyczny wyczyn na tureckich parkietach był czymś wspaniałym, tak nie należy zapominać, że osiągnięty został w momencie przemiany pokoleniowej u innych. Na czempionacie globu we Włoszech drużyny były już zwarte, zgrane i gotowe. Nie dały nam szans. I chociaż można zwalać część winy na system rozgrywek, faktem jest, iż koniec końców medale zawisły na szyjach najlepszych. My najlepsi byliśmy w pierwszych trzech meczach tylko, za co winę w dużej mierze ponosi właśnie trener. Odpuścił on paru zawodnikom Ligę Światową, nie zagraliśmy nawet w Final Six, a efekt okazał się opłakany. Straciliśmy punkty do rankingu, odpoczynek nikomu w niczym nie pomógł (Wlazłemu nawet chyba zaszkodził), inni zaś zdążyli się w tych rozgrywkach na tyle zgrać, żeby na Półwyspie Apenińskim biła od nich drużynowość. Nam jej w wielu momentach zabrakło.
Ważnym argumentem przeciwko Castellaniemu jest również mentalność zawodników. Tak to się już jakoś u nas dzieje, że trenerzy potrafią osiągnąć z zespołem jeden znaczący sukces, a potem jadą po równi pochyłej. Popatrzmy jak było z Raulem Lozano. Zdobyliśmy wicemistrzostwo świata, a potem oglądaliśmy coraz słabszą postawę Polaków. Teraz nie jest inaczej, stąd wniosek, że dobrze raz na dwa lata selekcjonera zmienić. Siatkarze koncentrują się wtedy maksymalnie, chcąc pokazać swoje walory “nowej miotle”, osiągają sukces i wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Grunt - jak widać - to nie pozwolić im poczuć się za pewnie. I chociaż bardzo lubię trenera Castellaniego, cenię go jako człowieka i szkoleniowca, nie dałbym mu następnej szansy. Zawsze trzeba bowiem dążyć do czegoś lepszego, a naszym maksimum z Argentyńczykiem były ME w Turcji.
redaktor Szuchta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!