Impel Gwardia na kolanach - to ostatnio częsty widok. Liczymy na to, że jeszcze wstanie (fot. J. Jakubczak) |
Kiedyś jeden z moich redakcyjnych kolegów strzelił w papierze okropnego babola. Otóż pisząc o jednej z niższych lig, zmutował nazwy dwóch piłkarskich klubów. Tak, że powstał klub trzeci, do tej pory nieistniejący.
Błąd zauważył jeszcze przed przyjściem szefa, toteż stresował się jak przełożony zareaguje. Krzyku jednak nie było, rozdzierania szat i straszenia zwolnieniem także nie. Kierownik najpierw popatrzył w gazetę, potem na nieszczęśnika i rzekł: „Bo zwyczajnie chodzi o to, żebyśmy się nie kompromitowali”.
Właśnie ta myśl chodzi mi po głowie, gdy śledzę ostatnie wyniki siatkarek Impel Gwardii. Przyznaje, że z uwagi na inne obowiązki (które niebawem się mam nadzieję zmniejszą) nie mam możliwości na żywo śledzić poczynań naszych siatkarek. Widzę urywki setów, śledzę pomeczowe statystyki i regularnie podpytuje redaktorów Pawła Witkowskiego i Tomasz Szuchtę. Doskonale jednak pamiętam, że trener Rafał Błaszczyk przed sezonem stwierdził, że nie zazdrości trenerem, których zespołom przyjdzie się z Gwardią mierzyć. A mówił tak już wtedy, gdy wiedział o kontuzji Bogumiły Pyziołek, Anny Witczak i Marty Sobolskiej. Mówił tak, mając u boku sprowadzoną awaryjnie Milenę Rosner i wtedy wiceprezydenta (obecnie już senatora) Jarosława Obremskiego, który oświadczał, że sukcesami w męskich sportach miasto jest usatysfakcjonowane (ja nie!) i że Gwardia wśród pań jest najbliżej czołówki. Teraz to właściwie czas przeszły – była.
Czwórki nie będzie, nie ma co się łudzić. O „mistrzostwo świata”, czyli pozycję piątą też będzie trudno. Tak właśnie trener Błaszczyk określił to miejsce, gdy w ubiegłym sezonie jego podopieczne u siebie w półfinale poległy z Tauronem nie wygrywając nawet seta, chociaż wcześniej regularnie zmuszały dąbrowianki do wzmożonego wysiłku.
Ale pomówmy o teraźniejszości. Nie ma tu mowy o rozdzieraniu szat, o wzywaniu na barykady jakichkolwiek personalnych rewolucji. Obecny szkoleniowiec Gwardii to wśród rodzimych kolegów fachura. Gdzieś błędy jednak popełniono. Słabych wyników nie można tłumaczyć kontuzjami. Bo czy powrót Pyziołek lub tym bardziej Witczak odmieni zespół z Krupniczej? Czy gdy wrócą, drużyna - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – zacznie pewnie wygrywać ze słabszymi i chociaż obijać tych mocniejszych? Nie zacznie.
Cierpliwość w klubie pomału powinna się kończyć wobec Rosner. Niektóre jej występy zwyczajnie nie przystają byłej reprezentantce Polski. Po nocach śni mi się szczególnie ten z siódmej kolejki (przegrany 2:3 u siebie miecz z Bielskiem), kiedy to na 20 ataków zdobyła... jeden punkt. Żeby być sprawiedliwym oczywiście w przekroju całego sezonu jest lepiej – 18,2% ataku (czyli punkt z mniej niż co piątego) i 23,6% bardzo dobrego przyjęcia. Tłumaczeń, że to transfer awaryjny raczej nie przyjmę, bo w takiej Łodzi już w trakcie sezonu pożegnano się z Karoliną Kosek, a sprowadzono naprędce Chorwatkę Mateę Ikić, z którą już dwa pierwsze mecze Budowlani Organika wygrali po 3:0. Czyli można.
No i jeśli chce się robić choć małe kroczki do przodu trzeba mieć potencjał na rozegraniu. Nie udało się zatrzymać Joanny Wołosz – trudno, twarde prawa rynku. Marta Haładyn to jednak opcja zbyt bezpieczna. Jest przesympatyczną dziewczyną, w dziesiątce najlepszych polskich rozgrywających w moim prywatnym rankingu plasuje się gdzieś w okolicach piątego miejsca. Mam jednak wrażenie, że w Dąbrowie zrobiła postęp niewielki i żeby zespół wskoczył na poziom wyżej i ona musi to zrobić. Wierzymy, że się uda.
Tym oto sposobem gwardzistki zmusiły nas niejako do powrotu. Jaki to będzie powrót okaże się w ciągu kilku najbliższych tygodni. Może coś zmienimy, bo i u nas się trochę pozmieniało. Jedni zrobili roszady w życiu prywatnym, inni w zawodowym lub naukowym. Tak to bywa. Najważniejszy, by nie było nudno.
Jakub Guder
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!