Minęło już troszkę czasu od dymisji Daniela Castellaniego. Emocje opadły, nikt już sobie właściwie Argentyńczykiem głowy nie zawraca. Ja chciałbym jednak jeszcze na chwilę wrócić do tego, co wydarzyło się 25 października.
O tym, że Castellaniego należy się pozbyć pisałem na blogu dzień przed przewidywaną decyzją władz Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Decyzję uważam za słuszną i przynoszącą korzyści dla naszej męskiej siatkówki, pomimo wielkiego szacunku jakim darzą Argentyńczyka i tego, że uważam go za fachowca pełną gębą. Styl rozstania, jego kulisy, pozostawiają już jednak wiele do życzenia, w czym wina władz związku.
Coś dziwnego dzieje się w strukturach, brakuje właściwej komunikacji i można odnieść wrażenie, że paru prominentnym panom nie jest ze sobą po drodze, co niesie jedynie falę zniszczeń. Nie widać jej na zewnątrz, bo siatkówka jest należycie promowana, a skutecznie działania promocyjne Polsatu i Plusa zaciemniają obraz. Wcale nie jest tak rewelacyjnie…
Wiele dał mi do myślenia program redaktora Jerzego Mielewskiego „Punkt, set, mecz”. Jego wydanie specjalne poświęcone w stu procentach dymisji Daniela Castellaniego zasiało w mojej głowie wiele wątpliwości. W studiu na pytania odpowiadali Ryszard Bosek (członek Wydziału Szkolenia PZPS, były gracz i selekcjoner, legenda polskiej siatkówki), Artur Popko (wiceprezes PZPS, szef PlusLigi i PlusLigi Kobiet) oraz Konrad Piechocki (członek zarządu PZPS, prezes i twórca potęgi PGE Skry Bełchatów).
Żeby od razu było jasne – Bosek i Piechocki byłi za pozostaniem Castellaniego, Popko przeciwko. I tu zaczęły się schody, bowiem panowie wzajemnie mijali się w zeznaniach. Ryszard Bosek wyznał na antenie Polsatu, że Wydział Szkolenia NIE WYDAŁ opinii odnośnie przyszłości selekcjonera, gdyż miał za mało danych. Argentyńczyk zwyczajnie nie wyjaśnił dostatecznie powodów włoskiej klęski. Popko mówił coś innego, jego zdaniem Rada Szkoleniowców swoje zdanie wyraziła i było ono negatywne. Komu wierzyć? Mimo wszystko Boskowi. Warto pamiętać, że nie ma on żadnego interesu w zachowaniu dobrego imienia i honoru przez obecne władze. Jest legendą, mistrzem świata, mistrzem olimpijskim i osobą uchodzącą w środowisku za fachowca. W programie wydawał się wiarygodny, nie motał się, nie kręcił, logicznie wyjaśniał całe kulisy zwolnienia Castellaniego. Co innego Popko. Jego wypowiedzi były mało spójne, być może przejaskrawione, może nawet kłamliwe, a na pewno próbujące ratować wizerunek PZPS-u. A ten został, przyznajmy to, mocno nadszarpnięty.
Nie jest wielką tajemnicą, że Daniel Castellani został zwolniony smsem. Po radości jaką nam dał, po sukcesach na polskiej ziemi z kadrą, a wcześniej Skrą Bełchatów, podziękowano mu… komórkową wiadomością tekstową. Tak twierdzi sam Argentyńczyk, inaczej twierdzi prezes PZPS-u Mirosław Przedpełski. Wtóruje mu oczywiście Artur Popko.
W tym miejscu przypomina mi się pewien dowcip. Kumpel przychodzi do kumpla i mówi: - Słuchaj stary, pamiętasz jak wczoraj u nas byłeś? Po Twojej wizycie zniknęła nam stówka z komody. Nie spodziewałem się tego po Tobie. Następnego dnia widzi go ponownie: - Wiesz co? Okazało się, że tę stówkę schowałem do portfela wcześniej i o tym zapomniałem. Ale niesmak pozostał…
No właśnie, nawet jeśli Przedpełski faktycznie Castellaniego nie zwolnił smsem, to i tak pozostał spory niesmak po sposobie rozstania z Argentyńczykiem.
Tomasz Szuchta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!