czwartek, 23 czerwca 2011

Przed wywiadem z prezesem Żebrowskim, rozmowa z Ireneuszem Kłosem

fot. wikipedia.org
We wtorek rozmawialiśmy z prezesem męskiej Gwardii Mariuszem Żebrowskim. Ten wywiad już wkrótce u nas. Ale żeby niejako wprowadzić czytelników w temat, zachęcamy do lektury dwóch innych tekstów. Dziś wywiad z Ireneuszem Kłosem, która kilka tygodni temu ukazał się na łamach Słowa Sportowego. Publikujemy go dzięki uprzejmości redakcji.

Rozmowa z Ireneuszem Kłosem, szkoleniowcem siatkarzy Gwardii Wrocław

Przegraliśmy finansowo

W obecnym sezonie Gwardziści byli blisko awansu do pierwszej ligi, jednak w decydujących pojedynkach przegrali z Cuprum Lubin. Ale nawet gdyby udało im się wywalczyć sportową promocję, nikt w klubie z tego powodu by się nie cieszył! Klubowa kasa świeci pustkami, a sponsorzy nie garną się do pomocy chłopakom z ul. Krupniczej.

To był trudny sezon dla Pana zespołu. Przed rozgrywkami skazywano was na pożarcie, a okazało się, że do końca walczyliście o awans.
IRENEUSZ KŁOS: - Chcieliśmy udowodnić, że sportowo stać nas na grę w pierwszej lidze i uważam, że nie zawiedliśmy kibiców postawą na parkiecie. W każdym pojedynku dawaliśmy z siebie maksimum, ale sport to nie tylko ciężka praca, to również potężne nakłady finansowe. Nie jest tajemnicą, że przeżywamy kryzys finansowy, to widać gołym okiem. W finałowej batalii o awans spotkaliśmy się z bogatym Cuprum, na którego tle wyglądaliśmy jak kopciuszek. Marzyłem o wygranej, podobnie zresztą jak chłopcy. Założyliśmy sobie nawet, że gdy awansujemy i nie uda się pozyskać inwestorów, to sprzedamy miejsce w pierwszej lidze, a pieniądze sprawiedliwie rozdzielimy.


Cuprum było do ogrania?

- Pewnie tak. Ale co dalej? Wegetacja? Myślę, że gdyby moi zawodnicy zarabiali porównywalne pieniądze do kolegów z Lubina, inaczej podeszliby do meczów finałowych. Sportowo słabsi nie byliśmy, przegraliśmy finansowo.


Jest Pan wybitną postacią polskiej siatkówki. Nie irytuje Pana sytuacja wrocławskiej Gwardii? Nie ma Pan ochoty trzasnąć drzwiami, spakować manatki i uciekać z Krupniczej?

- Miałem momenty zwątpienia, przed sezonem usłyszałem, że nie dostaniemy złotówki od miasta i będziemy musieli radzić sobie sami. Nawet złotówki od Ratusza, rozumie to Pan? W prawie milionowym mieście, klub z tradycjami musi sobie radzić sam. Ładowane są pieniądze w piłkę nożną, a dla zasłużonej Gwardii nie ma złamanego grosza. Nagle znalazły się dwa miliony złotych na reaktywowanie kosza, a nas pominięto przy ustalaniu środków na sport. Mnie to przeraża i chyba już przerasta. A wie Pan ile wystarczy nam, by spokojnie egzystować? 50 tysięcy złotych. Gdybyśmy taką kasę dostali, podejrzewam, że dziś rozmawialibyśmy o pierwszoligowym klubie. Miasto woli jednak wydać 120 tysięcy złotych na występ dwóch pań w noc sylwestrową, niż wesprzeć chłopaków. Żenada.

Mocne słowa…
- Ale prawdziwe. Gwardia od lat szkoli młodzież, propaguje zdrowy tryb życia wśród najmłodszych, organizuje zawody o randze krajowej. I co z tego ma. Wrażenia w Sylwestra?

Był Pan osobiście w miejskim Ratuszu prosić o pomoc? Wicemistrzowi Europy drzwi się nie zamyka przed nosem…
- Próbowałem kilkakrotnie dostać się prezydenta Dutkiewicza, ale nie jest to łatwa sprawa. Odwiedzili nas swego czasu przedstawiciele miasta, wybrali się na mecz, wspólnie chwilę porozmawialiśmy, ale na tym się zakończyło.

Gwardia Wrocław, jak sam Pan wspomniał, to drużyna o bogatej historii. Trzykrotni mistrzowie kraju, wielokrotni medaliści. Na wasze mecze przychodzi garstka kibiców, dlaczego?
- Jeszcze w poprzednich sezonach ta frekwencja była przyzwoita. Np. jak walczyliśmy o utrzymanie w pierwszej lidze z Nysą, hala przy ul. Krupniczej pękała w szwach. Teraz gramy jeszcze niżej, a kibice są przecież głodni meczów na najwyższym poziomie. Wybierają zatem żeńską odmianę siatkówki i kibicują dziewczynom. Poza tym brakuje zabiegów PR, nie mamy żadnej formy reklamy, nikt o nas nie słyszy.

Nie macie nawet strony internetowej…
- Gdyby znalazło się chociaż kilka osób, które na początku chciałoby nam pomóc na zasadach non profit, byłbym niezwykle szczęśliwy. Chociażby w prowadzeniu wspomnianej strony. Często o nią pytają sponsorzy. Kiedyś dzieliliśmy na pół witrynę z żeńskim zespołem Impelu. Może nie była ona najwyższych lotów, ale podstawowe informacje zawsze się pojawiały. Dziś nie ma nas w internetowej rzeczywistości.

Wracając do tematu pańskiego zespołu. Kontuzja Maćka Krupnika pokrzyżowała wam przedsezonowe plany?
- Na pewno skomplikowała sytuację kadrową. Maciej jest niezwykle doświadczonym graczem, zresztą występowaliśmy razem na parkiecie. Brakowało go szczególnie w spotkaniach nerwowych, gdzie trzeba było wprowadzić w szeregi drużyny nieco spokoju. Dlatego uważam, że w wyniku jego absencji, zespół i tak daleko zabrnął. Przecież jedną noga byliśmy w pierwszej lidze.

Chyba wszystkich zaskoczył Łukasz Lubaczewski, wychowanek Gwardii, który błysnął formą pod koniec sezonu. Dlaczego tak późno Pan na niego postawił?
- Podjąłem decyzję, że od początku rundy w pierwszym składzie występował będzie Michał Uliński. Był to bardziej ograny siatkarz, prezentował dobrą formę, ale do czasu. Zmienił pracę, przestał regularnie uczestniczyć w treningach i pojawiła się szansa dla Łukasza Lubaczewskiego, który sprawdził się zarówno w roli przyjmującego, jak i atakującego. Ma ogromny talent, jeśli poprze go ciężką pracą, może nawet trafić do ekstraklasy.

Kilka osób w środowisku siatkarskim uważa pana za bardzo przeciętnego szkoleniowca, który niewiele osiągnął na ławce trenerskiej. Zgadza się pan z tymi opiniami?

- Nie chcę komentować tak enigmatycznych wypowiedzi. Nikt mi prosto w oczy nie powiedział, że jestem słabym szkoleniowcem. Ja sam nie uważam się za wybitnego mentora polskiej myśli trenerskiej, ale znam swoją wartość i cały czas podnoszę kwalifikacje. Pracowałem z kadrą narodową pań u boku trenera Niemczyka, z która zdobywaliśmy mistrzostwo Europy, potem próbowałem sił w pojedynkę na ławce trenerskiej. W Piaście Szczecin nie wyszło mi do końca, teraz jestem we Wrocławiu i mam niełatwą misję do wykonania, ale jak pan widzi nie poddaje się. Najłatwiej jest uciec z tonącego okrętu. Czuje się tutaj dobrze, Wrocław to moje miasto, w którym każdą wolną chwile mogę spędzać z rodziną. Chciałbym tutaj zostać, ale niewykluczone, że jeśli otrzymam w przyszłości propozycję z innego klubu, to zmienię barwy. Wierzę jednak, że w Gwardii zacznie dziać się lepiej.


Kiedy?
- W niedługim czasie.

Rozmawiał Paweł Kościółek
Słowo Sportowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty co o tym myślisz? Komentuj!