czwartek, 7 lipca 2011

O tym jak dzieciaki z Kuby narobiły stracha wielkiej Brazylii, a Giba robił zakupy w supermarkecie

Atakuje Wilfredo Leon - to nazwisko warto
zapamiętać (fot. fivb.org)
Miałem pisać o tym, jak to super jest na finałach Ligi Światowej, że ekscytujące mecze, wielka impreza i takie tam. Ale gdy wróciłem przed północą po czwartym tego dnia meczu (Polska - Bułgaria 3:2) do miejsca zakwaterowania, to okazało się, że w chwili gdy ja oglądałem dość pospolity pojedynek Argentyna - Włochy, moi znajomi spotkali w centrum Gdańska Gibę i zrobili sobie z nim zdjęcie (wrzucę, jak wrócę na Dolny Śląsk). No masz Ci los!

Dokładniej znajome. Zresztą nie mogły potem długo dojść do siebie i chociaż późna już godzina, to i tak nie mam pewności czy podekscytowanie pozwala im zasnąć. Zazdroszczę tak czy inaczej. Podobno brazylijski gwiazdor nie dał dokończyć nawet angielskiego zapytania o możliwość zrobienia zdjęcia, tylko łamaną polszczyzną odparł "można", a potem pożegnał się czysto słowiańskim "dziękuję". I jeszcze kilka autografów rzucił ludziom pracującym w salonie z telefonami komórkowymi. "Megastar" jak mówią Amerykanie, ale i swój chłop. Wie, że tu jest gwiazdą, ale i tak nie gwiazdorzy.

A propos Amerykanów, to napędzili trochę stracha dziś Rosjanom. Ci jak zwykle: jak idzie - to jest dobrze, ale jak kilka piłek nie wejdzie, to w głowie robi się galareta, a nogi stają się miękkie. Tak jak na Euro 2007 czy mistrzostwach świata 2006. Znamy to. Rosyjski niedźwiedź ma przewagę wzrostu jednak. Taki Dymitrij Muserski (218 cm) jak stanie na palcach to nieba dotyka. To wystarczyło na "Jankesów".


Wariata mamy i go nie oddamy

Strach myśleć, co to by było, gdyby naszą reprezentację miejscami w grupach zamienić na przykład z Kubą. Płacz i zgrzytanie zębów. No ale pokonaliśmy tę Bułgarię, chociaż w II i III secie wyglądało to dramatycznie. Przy braku poważnej zagrywki i huknięciach Teodora Todorowa czy Mateja Kazisjkiego, nasi maleli z każdą chwilą. Potem jednak odrodził się Bartosz Kurek, który - oddychając już rękawami - poprowadził nas do wygranej. No i jeszcze było to paskudne naderwanie mięśnia dwugłowego łydki przez Zbigniewa Bartmana przy stanie 10:5 w piątym secie. Dramat jak u Hitchcocka. Zresztą Zibi to osobny temat. Niektórzy mówią, że emocje nim rządzą i nie potrafi nad nimi zapanować. Na nowej pozycji (atakującego) spisuje się w kadrze też różnie. Ale dzisiaj całkiem serio wściekał się, że nie może pomóc drużynie i rozwalał poustawiane dookoła krzesełka. Taki to walczak. A nie Wlazły jakiś. Nasz osobisty, polski, siatkarski wariat, którego nie oddamy, bo takich lubimy. Charakterny.


Kubańskie dzieciaki postraszyły wielką Brazylię

Jawier Weber - Argentyńczyków wulkan energii,
który ograł Włochów (fot. fivb.org)
Po tym pierwszym dniu to tylko Kuby żal. Te siatkarskie podlotki z gorącej wyspy prowadziły już z Brazylią 2:0, a w czwartym secie miały dwie piłki meczowe. Zabrakło doświadczenia, bo przecież to ledwo od ziemi odrosło. Taki Wilfredo Leon, kapitan zresztą, ma niecałe 18 lat, a nad siatką fruwa tak, że nawet wielkoludy z Rosji wydają się malutkie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby do tej drużyny dołączyć banitów grających na co dzień na przykład na półwyspie Apenińskim. A Denny Hernandez? 17 wiosen skończył w lutym, a wyszedł w pierwszej szóstce. No i jeszcze Orlando Samuels Blackwood - siła spokoju, a nie szkoleniowiec. Nigdy nic nie rysuje na tabliczkach, cały mecz siedzi, nie to co wulkan energii, trener Argentyny Jawier Weber. Zachowanie tego ostatniego na meczu, mogłoby zasilić w energię elektryczna pół mojego rodzinnego Sycowa. Ja tam mu nie wypominam - w końcu z Włochami wygrał.

A wracając do Blackwooda - podobno gdy nasi włodarze szykowali kadrę na ubiegłoroczne mistrzostwa świata, wydali 2 mln. euro. Kubańczyk - jak przyznał Przeglądowi Sportowemu - miał 50 tys. dolarów i wakat na stanowisku statystyka. Wywalczył wicemistrzostwo globu. Istny magik. Może zastąpić nim Smudę?

Jakub Guder
Gdańsk/Sopot

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty co o tym myślisz? Komentuj!