Tym razem Piotr Deszcz został zatrzymany, ale w całym meczu częściej omijał blok rywali |
W poprzednich spotkaniach siatkarze Ireneusza Kłosa toczyli wyrównane pojedynki z zawodnikami Dariusza Parkitnego. Tym razem jednak dominowali od początku do końca.
W pierwszym secie gra dość długo była wyrównana. Dopiero gdy gospodarze wyszli na prowadzenie 16:14 trener gości poprosił o pierwszą przerwę na żądanie. W grze Czarnych nadal nic się nie zmieniło. Rażeni dobrą zagrywką popełniali proste błędy w ataku. Mylił się nawet doświadczony Andrzej Strzała. Efekt: porażka do 17.
Drugą partię lepiej zaczęła Rząśnia. Prowadziła 10:8, potem 19:18. Gwardia jednak w samej końcówce się obudziła, a dwa decydujące punkty zdobył kapitan Mariusz Dutkiewicz. Najpierw "mały" zablokował Kunę, a potem sprytnie kiwnął z drugiej piłki.
Z gości zeszło powietrze i od początku trzeciego seta nie potrafili się odnaleźć na parkiecie. Przegrywali 6:2, 15:8 i 21:14. Ostatecznie ulegli do 17.
Wydawało się, że Gwardia pozna dzisiaj rywala finałowej konfrontacji. Jednak Cuprum Lubin dość niespodziewanie i zaskakująco łatwo przegrał z Delic-Polem w Częstochowie. A dzisiejszy mecz był dopiero potyczką nr 3 tych drużyn, bo został on przełożony na późniejszy termin. W czwartek czeka nas zatem starcie numer cztery, a jeśli i tym razem wygra Częstochowa to ewentualny piąty mecz rozegrany zostanie na dzień lub dwa przed pierwszym meczem finału. Trafią więc siatkarze Gwardii na rywala - cytując znany kabaret - "lekko podmiękczonego", bo zmęczonego.
Czytaj także: Gwardia utrudniła sobie awans
Czytaj także: Gwardia utrudniła sobie awans
Gwardia Wrocław - Czarni Wirex Rząśnia 3:0 (25:17, 25:22, 25:17)
Gwardia: Deszcz, Lubaczewski, Jaszewski, Dutkiewicz (kapitan), Wajdowicz, Chmiela, Kaczmarek (liber) oraz Pentelski, Rejno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!