Bernardo Rezende raczej nie będzie rozdzierał w czwartek szat (fot. ciacha.net) |
Popatrzyłem sobie raz jeszcze na tych Brazylijczyków, przed naszą czwartkową wyprawą do Katowic, no i będzie ciężko. Cholernie ciężko.
Bo jak już wiecie, od ponad dwóch miesięcy jesteśmy w posiadaniu towaru dość deficytowego - dwóch biletów na czwartkowy mecz w "Spodku" reprezentacji Polski. Będziemy mieli zatem okazję na żywo zobaczyć siatkarską drużynę wszech czasów - czyli kanarkowych pod wodzą Bernardo Rezende.
Podobno z Brazylią graliśmy w Lidze Światowej 21 razy. Wygraliśmy cztery. I prawdę mówiąc nic nie wskazuje na to, żebyśmy w czwartek wygrali po raz piąty. My musielibyśmy grać w każdym secie bezbłędnie, oni powinni kilka piłek posłać przy ataku w aut. Inaczej się nie da, bo grają naprawdę imponująco. Dodatkowo chyba mija wszystkim - kibicom, fachowcom, ale i samym zainteresowanym - fascynacja cudownym przeistoczeniem Zbigniewa Bartmana z przyjmującego na atakującego. Owa metamorfoza okazuje się bowiem niepełna. A gdy brakuje solidnej alternatywy - boli przy kolejnych nieskończonych atakach okrutnie.
Jedno co cieszy, że Andrea Anastasi krzyczał na swoich w przerwach technicznych, że wyraźnie zirytowany po ostatnim punkcie uciekł do szatni przed dziennikarzami, że trener Rezende wybuchał co chwilę i wraz ze swoimi zawodnikami miał pretensje to sędziów. To znak, że wszystkim zależy. A w sporcie to chyba najważniejsze, prawda?
JG
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!