Impel Wrocław ma za sobą dwa ligowe mecze. Oba raczej dramatyczne. Przyznajemy, że oglądaliśmy je dzieląc swoją uwagę na dwoje (w sensie trzeba pilnować piłki kopanej), ale obraz wyłania się z nich taki, że pustym wzrokiem pytamy - o co chodzi?
Do tej pory wydawało się, że Impel (wcześniej Gwardia) budowany jest z rozsądkiem. Że to mieszanka młodości i doświadczenia, że składu nie wymienia się co rok, że jest jakaś ciągłość. Tymczasem w pierwszym meczu z PTPS-em Piła w pierwszym zestawieniu mieliśmy dwie zawodniki z poprzedniego sezonu (Katarzyna Mroczkowska była jednak chora), przy czym Dorota Medyńska grała ogony lub co najwyżej wymieniała się z Aleksandrą Krzos. Co gorsze - nie szło jej wyraźnie. Rywalki potrafiły ją trafić zagrywką, a były takie momenty, że wprowadzona Milena Rosner musiała kryć koleżankę.
Forma Kim Staelens to pomyłka. To nie świadczy dobrze o zawodniczce, jeśli jej zmienniczka - która jeszcze kilka tygodni temu nie była czynną zawodniczką - jest wyraźnie lepsza od niej (brawa dla Ani Nowakowskiej!). A już techniczne błędy w meczu z Pałacem Bydgoszcz pozostawimy bez komentarza. Żadnym wytłumaczeniem jest brak zgrania, bo Chorwacka rozgrywająca PTPS-u przed przyjazdem z drużyną do Wrocławia trenowała z koleżankami niecały tydzień.
Na razie zatem powtarza się historia z poprzedniego sezonu. Zapowiedzi dość ambitne, ale boisko je brutalnie weryfikuje. Teraz żeby włączyć się do walki o czwórkę trzeba będzie postarać się o jakąś niespodziankę i pokonać kogoś z wyżej notowanych rywali.
Mimo wszystko wciąż wierzymy, że się uda.
JG
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!