Krzysztof Janczak stracił pracę, bo prezes Henryk Lech prosił go, by drużyna z Gwardią zagrała na 100 proc., gdyż na trybunach milickiej hali spotkanie mieli oglądać poważni ludzie zainteresowani sponsorowaniem zespołu. Szkoleniowiec jednak posadził na ławce Jarosława Lecha - syna prezesa, a jednocześnie jednego z najlepszych zawodników KS Milicz. Gospodarze przegrali, Gwardia się utrzymała, a Janczak stracił pracę.
CZYTAJ TAKŻE: Krzysztof Janczak zwolniony z KS Milicz
Wczoraj prezes Lech nie chciał rozmawiać z mediami. Stwierdził, że z Janczakiem pożegnał się po dżentelmeńsku. Ten drugi wczesnym popołudniem nie odbierał telefonu.
Okazuje się, że kwas w drużynie był już od jakiegoś czasu. W Miliczu są niewielkie zaległości w wypłacie pensji dla zawodników. W tym roku dostali pieniądze za grudzień i niecałą połowę za styczeń. Janczak miał sugerować siatkarzom, by domagali się od zarządu uregulowania zaległości. Dym zrobił się, gdy te informacje dotarły do prezesa. Podobno od trenera oberwało się synowi prezesa.
Trener Gwardii Piotr Lebioda mówi, że rywale faktycznie nie wyszli w najmocniejszym składzie, ale po kilku nieudanych akcjach, najlepsi zawodnicy pojawili się na parkiecie.
Nowym trenerem KS Milicz ma zostać człowiek, który jeszcze niedawno prowadził klub w wyższej lidze. Jego nazwisko poznamy na początku przyszłego tygodnia.
JG
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty co o tym myślisz? Komentuj!